poniedziałek, 28 marca 2011

poszanowanie przekonań

Mamy pewnego klienta. De facto jest to jeden z 3 głównych klientów firmy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie specyficzna sytuacja tego klienta. Nie jest to bowiem firma, a instytucja, organizacja mająca znaczący wpływ na Polskę.

I tu pojawia się problem. Nie każdy się utożsamia z tą organizacją, z jej ideami i osobami, które ją reprezentują. Z naszych pracowników chyba nikt, oprócz szefa.

Gdybym był na jego miejscu, to mając takiego klienta spytałbym się pracowników, czy ktoś chce dla niego pracować i zlecałbym to tylko takim osobom. Nasz szef ma inne podejście. Podstępem, kłamstwami i chyba trochę szantażem "zmusza" ludzi do pracy na tym kliencie, uzasadniając to tym, że to klient jak każdy inny, dobry płatnik, a firma potrzebuje pieniędzy.

Ja się z tym nie zgadzam i zapowiedziałem, że palcem nie kiwnę przy jakimkolwiek projekcie dla tej organizacji i nie użyczę moich umiejętności do poprawy jej wizerunku.

To nie jest klient jak każdy inny, płatnik też taki sobie, a firma może poszukać pieniędzy gdzieś indziej.

czwartek, 24 marca 2011

w organizacji

Jest pewna spółka. Od prawie roku jest w organizacji. Prezesem jest pewien burak z kujawsko-pomorskiego. Po roku zorientował się, że spółka, której jest prezesem jest w organizacji. Zaczął więc pisać maile do wspólników, którzy mieli zająć się rejestracją żądając wyjaśnień. Odpowiedzi nie dostał, zarzucił więc wspólnikom olewanie ważnych spraw, oni jemu i ogólnie realizacja przysłowia: mówiły jaskółki, że niedobre są spółki.

Ja też mam udziały w tej spółce. Kilka %, tak, że nie mam nic do powiedzenie. Modlę się tylko, żebym do pierdla nie poszedł i że trochę żałuję, że się zgodziłem na polską wersję opcji na akcje.

czwartek, 17 marca 2011

last minute

Nie, nie będzie o wakacjach. Będzie o kretynach z korporacji, którzy zarabiają 4 razy tyle co ja i stać ich na wakacje 4 razy w roku mimo, że na nie kompletnie nie zasługują.

Robimy zatem konkurs dla klienta. Już chyba pisałem o skróconych o miesiąc deadline'ach. To ten sam klient. Wyrobiliśmy się mimo chorego terminu. Sam konkurs... taki sobie. Nagrody bez rewelacji, a żeby wziąć w nim udział trochę się trzeba nagimnastykować.

No więc konkurs ruszył kilka dni temu i jak do tej pory nikt nie wziął w nim udziału. Klient zaczął szukać przyczyny. I znalazł. Mechanizm nie działa. Czujecie to? Dwa tygodnie przed startem mieli dostęp, mogli testować i było zero uwag odnośnie błędów, znaczy działało? Bardziej prawdopodobne jest to, że w ogóle tego nie przetestowali, a teraz komuś jakiś komunikat wywaliło i firma uznała to za powód do niezapłacenia za projekt.

Płakać się chce. Na początku mi ciśnienie skoczyło jak zadzwonił account z informacją, że do końca dnia mamy coś zrobić, żeby zaczęło działać. Teraz mam to kompletnie w dupie. A niech nie płacą. Zauważyłem, że to jest taka moda wśród klientów. Znaleźć bug'a po terminie i uznać to za powód do niepłacenia. Kretyni. Oszuści. Debile.

wtorek, 15 marca 2011

szantaż

Coś z innej beczki.

Koledzy z upadającej firmy zostali wyrolowani z kasy. Prezes porozwiązywał umowy ze wszystkimi. Nie wiem jakie tam mieli warunki, ale nie dosyć, że nie zostało zachowane ich prawo do wypowiedzenia, to jeszcze firma zalegała im kasę za kilka miesięcy wstecz.

Prezes jednak nie przewidział jednego. Pracownicy mieli wiedzę w postaci haseł do serwerów. Bez haseł nic nie zrobisz. Do sądu podać nie za bardzo można, bo samemu nie jest się czystym.

No i prezes musiał oddać to co była dłużna firma, musiał zapewnić wypowiedzenie no i jeszcze wszyscy podwyżki dostali na koniec.

Podsumowanie: nie bądź chamie chytry.

poniedziałek, 14 marca 2011

podstawy zarządzania

Nie znam się na zarządzaniu. Nie mam aspiracji bycia szefem. Nie wiem czy byłbym zadowolony, gdybym musiał zarządzać grupą ludzi. Mimo to uważam, że są pewne kanony zachowania szefa wobec podwładnych, których stosowanie w tani i przyjemny sposób zwiększa wydajność i poprawia samopoczucie pracowników.

Zatem, kochany szefie. Nie zaczynaj testować aplikacji, gdy jest już w fazie produkcyjnej i nie przychodź do pracowników po znalezieniu literówki czy jakiegoś mini błędu z wielkim wyrzutem: w aplikacji jest w chuj błędów.

Zamiast tego przyjdź i podziękuj chłopakom, że zrobili fajny projekt i jeszcze wyrobili się na czas.

Niby takie proste...

piątek, 11 marca 2011

o północy

Dziś zostałem zaatakowany. Chciano, żebym o północy uruchomił aplikację. Atak odparłem.

Zadziwiające jest, że głos decydujący w kwestii momentu odpalenia projektu mają osoby, które się najmniej znają na kwestiach technicznych. Jest sobie zatem klient, który ma jakieś potrzeby. Potrzeby spełnia planer, planując start kampanii na sobotę. A dostosować się ma inżynier, który ma z piątku na sobotę siedzieć przed komputerem i wcisnąć przycisk. Dodatkowo musi siedzieć cały weekend pod telefonem i w gotowości, bo jak się dzieciarnia rzuci i coś popsuje, to trzeba naprawiać.

A nie lepiej zmienić regulamin i jako start konkursu wyznaczyć na godzinę 17? A nie lepiej poczekać do poniedziałku, kiedy zaangażowane osoby są w pracy i mogą od razu zadziałać w razie problemów?

Żeby dać nauczkę wyżej wspomnianym osobom, telefonu w weekend nie odbieram.

poniedziałek, 7 marca 2011

ASAP

W agencji reklamowej króluje fraza: ASAP. Spoko. Firma musi zarabiać, a zarabia się robiąc rzeczy szybko (chociaż pracownicy woleliby wolniej i lepiej). Swoje dokładają klienci. Oczekują krótszych terminów realizacji niż nasz szef obiecuje (a żeby wygrać przetarg obiecuje naprawdę chore terminy).

Pogodziłem się z tą częścią pracy. Nie mogę się jednak pogodzić z nieuzasadnionym ASAP. A takie są w większości. Przykłady? Proszę bardzo.

Szef zlecił mi zrobienie projektu na freelance. Czas realizacji: na piątek, bo musi efekt komuś tam pokazać. No dobra. Ja ogólnie rzecz biorąc mam problemy z szacowaniem terminów, a potem ich dotrzymywaniem, ale postanowiłem tym razem oddać projekt na piątek. Udało się. Kosztowało mnie to ze dwie zarwane nocy, ale czego się nie robi dla opinii. I co? Oddałem projekt, ale niekompletny, bo szef nie potrafił dostarczyć wszystkich materiałów. Zajęło mu to kolejne 4 tygodnie. I po co był ten ASAP? Co z niego wynikło poza moim zmęczeniem i koniecznością przesunięcia innych projektów.

Robię sobie projekt na boku. Spory. Ale nie o nim chciałem pisać. Z projektem jest związane dofinansowanie. Ktoś tam pisze wniosek i potrzebuje materiałów. Zleceniodawca mnie prosi o ich dostarczanie ponieważ ja mam największą wiedzę o projekcie. Schemat jest taki: ja dostaje maila z informacją, że potrzebne są takie i takie dane. Potem dzwoni klient, że wysłał maila. Ciśnie, żebym jak najszybciej nsapisał, bo jego cisną. No to ja się spinam i piszę. Wysyłam. I co. I okazuje się, że klient przesyła je dalej po 2 dniach.

Kolejny przykład? Robimy projekt w pracy. Najpierw termin była na koniec marca. Luz. Sporo czasu. Dzień po spotkaniu skrócili nam termin na koniec lutego. Wkurw, bo są jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Robimy, robimy, przeciągamy inne też pilne projekty i na koniec lutego się dowiadujemy, że w sumie to mamy czas do połowy marca. Kurwa.

Dlaczego nie można nam podać realnych terminów, żebyśmy mogli sobie sami ustalać rytm pracy? Dlaczego najbardziej inteligentni pracownicy agencji reklamowych mają najniższą pozycję w firmie i najmniej do powiedzenia?