piątek, 29 kwietnia 2011

kompromis

Jakiś czas temu mieliśmy zaproponować naszemu kluczowemu klientowi pomysły na odświeżenie projektu, który dla nich robimy od roku. Project Manager zebrał całą produkcję i zabrał nas do sali konferencyjnej. Była ożywiona dyskusja. Każdy miał jakieś uwagi, spostrzeżenia, ale po dwóch dwugodzinnych spotkaniach doszliśmy do kompromisu, czyli uzgodnionej wersji, która podobała się każdemu.

Na trzecim spotkaniu był szef i zaproponował swoją wersję kompromisu. Powywracał wszystko do góry nogami. Nic się chyba z naszego projektu nie ostało.

Jakie wnioski? Otóż nie lubimy już spotkań firmowych, ale będziemy na nie chodzić, nie angażując się w nie, bo po co? Jedyny powód uczestnictwa to usprawiedliwione klika godzin opierdalania.

środa, 13 kwietnia 2011

była sobie spółka

Pisałem już o pewnej spółce w której mam %. Jest ciąg dalszy historii. Kilkanaście dni temu dostałem pismo od prezesa, że cofa prokurę jednemu ze wspólników. Po kilku kolejnych dniach przyszło kolejne pismo od prezesa. Informował w nim, że spółka ulega rozwiązaniu ponieważ w przeciągu pół roku od podpisania umowy spółki nie została zgłoszona do KRS. Dołączony był wyciąg z banku, na którym były same obciążenia za prowadzenie konta oraz potwierdzenie przelewu zrobionego przez prezesa w celu uregulowania należności.

Koniec.

Przez rok czasu byłem udziałowcem. Spółka coś zarobiła, bo wiem, że jeden kontrahent przez ten rok zapłacił kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pieniędzy tych na koncie nie ma. Jedyne moje pocieszenie w tej sytuacji jest takie, że na szczęście nie dałem kasy na kapitał zakładowy no i się specjalnie nie narobiłem. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Za kolejne spółki z szefami dziękuję.

piątek, 1 kwietnia 2011

zaufanie

Obiecałem sobie, że nie wezmę więcej freelancu od mojej fabryki. Chyba już opisywałem jakie są problemy jak już przychodzi czas zapłaty. Jak zwykle nie dotrzymałem słowa danego sobie i zrobiłem freelance. Trzeba było napisać kilka stron pewnego raportu. Prosta robota, kilkaset złotych w 3 godziny. Ustaliłem warunki, 2 tygodnie na płatność.

Pracę zrobiłem na czas. Zarwałem pół nocy, ale chciałem być fair. Dwa tygodnie minęły w poniedziałek. Specjalnie wcześniej nie mówiłem szefowi o zbliżającym się terminie. Chciałem sprawdzić czy sam będzie pamiętał. Nie pamiętał. We wtorek wysłałem mu maila z przypomnieniem. W środę byłem na urlopie, a w czwartek się dowiedziałem, że szef smaży dupę w Maroku.

Istnieje jeszcze szansa na to, ze dostanę kasę z pensją, która powinna dziś przyjść, ale nie przyszła. Co by nie było, jak zwykle lecą w chuja, więc to był naprawdę ostatni raz, gdy cokolwiek zrobiłem dla fabryki poza etatem.