piątek, 25 lutego 2011

rozdziobią nas kruki i wrony

Mam okazję przyglądać się jak upada firma. Już wszyscy dostali informację, że oficjalnie pada. Większościowy udziałowiec chyba ma już dość. Prezes jeszcze jednak nie złożył do sądu wniosku o upadłość. Kiedy złoży, do firmy wejdzie syndyk i skończy się "raj".

"Raj" polega na tym, że firma jest winna pieniądze. Komu? Od pracowników na działalności gospodarczej, poprzez firmy współpracujące, na udziałowcach kończąc. Pracownicy postanowili odebrać chociaż część pieniędzy wykupując za grosze sprzęt jaki pozostał w firmie. Tym samym sposobem swoje postanowił odebrać jeden z udziałowców. I powstał konflikt. Firma jest winna więcej niż ma fizycznych sprzętów w biurze. Pracownicy widząc co się dzieje postanowili wezwać policję i oskarżyli udziałowca o kradzież.

Żenujące to jest. Piękni, młodzi chłopcy, którzy myślą, że są Bóg wie kim, rekinami warszawskiego biznesu. Zainwestowali kasę w trupa. Myśleli, że ich "genialne" pomysły dokonają cudu. "Genialne" pomysły okazały się być tylko nieudaną kalką zachodnich rozwiązań nijak mających się do polskich warunków. Pensje tych pseudoekspertów były tylko kolejnym obciążeniem dla firmy i tak naprawdę przyspieszyły jej agonię.

A gdy trup stał się faktycznym trupem próbowali odzyskać chociaż kilkaset złotych. Aż dziwne, że moja fabryka jeszcze działa.

Z innej beczki. Nasza firma została poproszona o zrealizowanie szkolenia dla jednego z klientów. Gdy szef się dowiedział postanowił, ze to on zrobi to szkolenie. W końcu jest ekspertem "klasy światowej". Minął miesiąc. Accountka dwa dni przed szkoleniem pyta się szefa czy się przygotował.  On oczy w słup i się wypiera, że: a) wie o jakimkolwiek szkoleniu, b) a tym bardziej, że ma je prowadzić, c) a w ogóle tego dnia nie ma go w mieście.

Koleżanka wpada w panikę. Na gwałt organizuje jakiekolwiek osoby, które mogą przeprowadzić to szkolenie.

W dniu szkolenia koleżanka mająca poprowadzić szkolenie pyta się szefa (który jednak był w Warszawie) gdzie jest to szkolenie. Ten nie sprawdził, tylko powiedział, ze w siedzibie klienta. Więc wyruszyła delegacja. Na miejscu recepcjonistka oczy w słup i mówi, że ona o żadnym szkoleniu nic nie wie. Jakaś przypadkowa pracownica podsłuchuje rozmowę i mówi, że przecież cały zespół mający się szkolić pojechał rano na to szkolenie do zaprzyjaźnionej z nami firmy. Delegacja ruszyła sprintem w drugi koniec miasta. Zanim dojechali klient odwołał szkolenie bo stwierdził, ze oni nie mają czasu czekać.

wtorek, 22 lutego 2011

upadek

Po kilku latach upadania firma w końcu upadła. Nie, nie ta w której pracuje. Inna. Ta w którą zainwestował mój pracodawca, licząc, że ożywi trupa. Nie ożywił. Utopił nie wiadomo ile kasy.

Pracownicy zaczęli wykupywać z firmy co lepszy złom, zanim wejdzie syndyk i zabroni cokolwiek ruszać.

Dziwne. Firma która była jednym z liderów w swojej branży, pionierem, zatrudniała kilkadziesiąt osób i miała miliony na koncie. Wystarczyło kilku debili, którzy rozkradli swój własny majątek. Zrozumiałbym gdyby do takiego stanu doprowadził wynajęty menedżer, ale właściciel?

Mała pociecha dla mnie jako przyszłego biznesmena. Naprawdę się trzeba postarać, żeby doprowadzić firmę di upadłości.

piątek, 11 lutego 2011

225 zł

Dziś szef przeszedł samego siebie.

W listopadzie byliśmy w dupie. Jeden z projektów ostatniej szansy. Szef chciał mieć pewność, że nie będzie żadnych opóźnień, więc spytał się mnie i kolegę, czy nie zrobilibyśmy projektu na freelansie. Zgodziliśmy się i zażyczyliśmy sobie 2500 na łebka. Szczegóły były ustalane z koleżanką, accountką tego klienta.

Projekt został zrealizowany na czas. Na kasę czekaliśmy do wczoraj. Jakieś 3 miesiące. Szef ma zawsze tłumaczenie, że nie może zapłacić, bo klient jeszcze nie zapłacił i on nikogo nie będzie kredytował. Nie widzi tego, że nie płacąc nam na czas to my go kredytujemy. Wracając do sedna. Wczoraj koleżanka dała nam umowy do podpisania. Pomyliła niestety kwoty i zamiast 2500 netto wpisała brutto. Szef podpisał. Koleżanka robiąca zestawienia płatności zwróciła mu uwagę, że się chyba kwota nie zgadza, bo taka "nieokrągła". Szef na to, że wszystko dobrze jest, że on się właśnie z nami na taką kwotę umawiał. Dziś przyszedł przelew: 2275 zł.

Do tej pory uważałem szefa za tego lepszego z dwóch, ale w tym momencie wyszedł na ostatnią kutwę. Obiecałem sobie, że już nigdy nie wezmę freelancu od mojej fabryki. Już wcześniej miałem takie obietnice, ale tym razem zrealizuję ją. Trzeba mieć godność i odwagę zrezygnowania z groszy dla złotówek.

czwartek, 10 lutego 2011

kurwidołek

Kolejne ziarenko ucieka z naszego fabrycznego kurwidołka. Recepcjonistka, a właściwie office manager. Gdy szef się dowiedział, że odchodzi, to powiedział jej, że nóż w plecy mu wbija swoim odejściem. Tia. A jak jej czasami nie ma bo jest chora, to już nie raz słyszałem jak ją obgadywali, że chorobę symuluje. Dwulicowość tych ludzi mnie dobija.

A koleżance gratuluję odwagi i życzę jak najlepiej w nowym miejscu pracy, chociaż dla nas jej odejście to jeszcze większa strata niż dla szefa. Ona jako tako ogarniała biurowe życie. Teraz powróci totalny chaos.

W ogóle jeszcze kilka miesięcy i sami szefowie zostaną w tym kurwidołku jak tak dalej będą traktować ludzi.

piątek, 4 lutego 2011

mecz ostatniej szansy

A tak było pięknie. W poniedziałek przyszedł account i opowiedział nam o nowym projekcie. Skomplikowany, wymagający użycia narzędzi których nie znamy. Do projektu został dołączony harmonogram: deadline pod koniec marca.

Dwa dni póżniej przyszedł ten sam account i powiedział, że mam czas do końca lutego. Takie małe upierdolenie projektu o 3 tygodnie.

A na sam koniec szef powiedział, że to projekt ostatniej szansy, bo zawsze dawaliśmy ciała i jak teraz damy to koniec.

Ile razy już ten sam tekst słyszałem.  I zawsze były nerwy i zawsze dawaliśmy ciała i zawsze dostawaliśmy kolejną szansę.

wtorek, 1 lutego 2011

21

Dziś kolega walczył z szefem o kasę za nadgodziny. Poróżniło ich 50 zł. Według szefa średnio w miesiącu jest 21 dni roboczych i to jest powszechnie obowiązujący standard. Według normalnie myślących ludzi jest to raczej 20 dni, ale jeśli można zaoszczędzić 50 zł to każda średnia jest dobra.