piątek, 29 kwietnia 2011

kompromis

Jakiś czas temu mieliśmy zaproponować naszemu kluczowemu klientowi pomysły na odświeżenie projektu, który dla nich robimy od roku. Project Manager zebrał całą produkcję i zabrał nas do sali konferencyjnej. Była ożywiona dyskusja. Każdy miał jakieś uwagi, spostrzeżenia, ale po dwóch dwugodzinnych spotkaniach doszliśmy do kompromisu, czyli uzgodnionej wersji, która podobała się każdemu.

Na trzecim spotkaniu był szef i zaproponował swoją wersję kompromisu. Powywracał wszystko do góry nogami. Nic się chyba z naszego projektu nie ostało.

Jakie wnioski? Otóż nie lubimy już spotkań firmowych, ale będziemy na nie chodzić, nie angażując się w nie, bo po co? Jedyny powód uczestnictwa to usprawiedliwione klika godzin opierdalania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz