Nastały upały. I historia pokazała, że lubi się powtarzać. Rok temu lato też było upalne i burzowe. Siedziało nas w pokoju 8siem osób. Każdy miał ze 2 metry kwadratowe do swojej dyspozycji. Jedna ściana cała w oknach od zachodu, zatem po 14 zaczyna się sauna. I rok temu toczyła się dyskusja. My chcemy klimatyzację. Oczywiście odezwali się malkontenci: bo klimatyzacja nie jest zdrowa i się po niej choruje. Po dwóch tygodniach marudzenia szef w końcu zadzwonił po firmę robiącą takie instalacje. Przyjechali, pooglądali, pomierzyli i podobno powiedzieli, że będzie ciężko założyć bo coś tam. Jak znam życie poszło o kasę. Szkoda wydać te kilka tysięcy, nawet na takie zwykłe przenośne urządzenia. Skończyło się na tym, że lato się skończyło i problem znikł.
Dziś słoneczko pierwszy raz okrutnie przygrzało. Dwa wiatraki chodzą pełną mocą, ale to nic nie daje. I znowu zaczęła się dyskusja, że my chcemy klima, a oni na to, ze nie wszyscy chcą i ile to kosztuje i że może się przeprowadzimy to szkoda inwestować.
A jaki z tego morał? Dziś w pracy uczciwe przepracowałem może z 30 minut. O godzinie 11 moja głowa ważyła jakieś 20 kg. O skupieniu się nie było mowy. Podobno każda godzina mojej pracy jest warta jakieś 200 zł. Myślę, że przez lato NIE zarobię na klimatyzację.
poniedziałek, 6 czerwca 2011
sobota, 4 czerwca 2011
Account - wrzód na dupie agencji reklamowej
Już chyba opisywałem podobną historię. Robimy aplikację konkursową. Termin jak zwykle mega krótki, jakieś niecałe 2 tygodnie. Wyrobiliśmy się. Deadline minął, jak zwykle zmieniły się plany i publikację odłożono. Minął miesiąc. Dostaliśmy maila: "chłopaki, przygotujcie się, pierwszego ruszamy z splikacją. Sprawdźcie ją jeszcze raz". Niechętnie, bo żaden programista nie lubi wracać do starego kodu, zajrzeliśmy do aplikacji czy nie pojawiają się jakieś bugi. Wszystko ok. Pierwszego pytam się accounta: "Publikujemy?". Odpowiedź: "Tak, tak się z klientem umawiałem, ale poczekaj, jeszcze zadzwonię.". Oczywiście można się było domyśleć, przekładamy na drugiego. Drugiego odpaliłem aplikację. Zbliża się 17. Czas do domu iść, a tu mail przychodzi. Pilna poprawka. Trzeba zmienić nazwę nagród. Ok. Kolegi robiącego tą aplikację nie było. Sprawdziłem źródła, które od niego dostałem. Napis jest płomień jpg, a źródła nie ma. Odpisałem że nic nie pomogę, oczywiście złośliwie komentując trochę spóźnioną reakcję. 5 minut później kolejny mail. Nie tak powinno się publikować na facebooku. A czy ktoś mi powiedział jak się ma publikować? Nie. Zrobiłem więc w prosty sposób. Było półtora miesiąca na sprawdzenie tego. A on się jeszcze mnie pyta czy my w ogóle tam zajrzeliśmy? Co za bezczelny dupek. Sam palcem nie kosmos a do innych się przypierdala. A najlepsza akcja była na koniec. Okazało się, że kumpel regulaminu nie podpiął. Czy ktoś z agencji to zauważył? Nie. Zauważyli konkursowicze.
Mam nadzieje że ta porażka za porażką nauczy nasz leniwy client service kiedy testuje się projekty. Chociaż, znając życie, łatwiej się poopierdalać i zwalić winę na niedobrą produkcję niż skalać się pracą.
Mam nadzieje że ta porażka za porażką nauczy nasz leniwy client service kiedy testuje się projekty. Chociaż, znając życie, łatwiej się poopierdalać i zwalić winę na niedobrą produkcję niż skalać się pracą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)