poniedziałek, 27 grudnia 2010

historia pewnego śledzika

Pięć dni przed Wigilią szef przyszedł do mnie i powiedział, że za dwa dni jest firmowy śledzik i się spytał czy nie wpadnę. Powiedział to wieczorem jak już sam byłem w pokoju. Ochoty iść nie miałem, poza tym inne plany już miałem na ten czas. Śledzik podobno w jakimś ekskluzywnym hotelu.

Wracając tego samego dnia do domu z koleżanką powiedziałem jej o tym śledziku. Ona zdziwiona mówi, że nic nie wie.

Kolejnego dnia kolega w pracy się pyta mnie, czy wiem coś o śledziku firmowym, bo on się nieoficjalnie dowiedział od innego kolegi, że jest. No to ja mówię co wiem, że podobno jest, ale nic więcej.

Znów wracam wieczorem do domu z tą samą koleżanką i mówię jej, że kolega P. pytał się mnie o śledzika, a dowiedział się od kolegi M.. Na to ona mówi, że kolega M. to się dowiedział od niej. O kurwa. Wychodzi na to, że jestem największym plotkarzem w firmie i że chyba ten śledzik to dla wybranych.

W dniu śledzika jeszcze raz szef wziął mnie na stronę i się pyta czy będę. Nie potwierdziłem. Wracając do domu z koleżanką usłyszałem od niej, że zaprosili ją oficjalnie i się wybiera.

Dziś poznałem szczegóły. Śledzik był faktycznie w apartamencie w jednym z najdroższych hoteli w mieście. Za apartament zapłacił klient. Był w nim kręcony materiał filmowy, a że filmowanie trwało 2 godziny, a apartament był opłacony za dobę, to postanowiono wykorzystać go na spotkanie. Był alkohol i przekąski, który został z wyjazdu firmowego. Ludzie byli zapraszani 2 godziny przed i jak odmawiali z przyczyn technicznych lub częściej godnościowych to szef strzelał focha.

Pracuję naprawdę w żenującej firmie.

1 komentarz: