czwartek, 23 grudnia 2010

motywacja

Mój były szef pytany o podwyżkę mawiał, że on jest zwolennikiem teorii, że to nie pieniądze powinny motywować pracownika do pracy. Hmmm, nie zgadzam się, ale jestem otwarty na dyskusję na ten temat, pod warunkiem, że wyznawca tej teorii faktycznie ma narzędzia do nie-finansowej motywacji. Mój szef nie miał. Kolega z pracy wyśmiewał szefa. Uważał, że to właśnie pieniądze motywują ludzi do pracy.

Minęło kilka lat. Kolega jest szefem. Zatrudnia już kilkadziesiąt osób i zderza się z życiem i swoją przeszłością podczas rozmów z pracownikami. Co im odpowiada gdy proszą go o podwyżkę? Nie będzie zaskoczenia. Mówi wprost, że on nie uważa, że pieniądze powinny motywować pracownika.

Zastanawiam się, czy każdy kto staje się szefem-właścicielem firmy staje się Żydem i gównozjadem? Dlaczego wygrywa teoria, że podnosząc pensję pracownika o 200 zloty uszczupla się swoją pensję o 200 złoty? Czy każdego to czeka? Czy jakiekolwiek wydatki traktuje się jako inwestycję czy wszystko to koszty i  nad każdą wydaną złotówką trzeba się nastękać? Czy każdy pracownik z automatu staje się złem koniecznym złem, sprawiającym ciągłe problemy i chcącym coraz więcej pieniędzy?

Zadaje sobie te pytania jako aspirujący właściciel firmy. Ogólnie rzecz biorąc moim marzeniem jest posiadanie firmy bez pracowników. Mam jednak świadomość, że jeśli odniesie się sukces to siłą rzeczy trzeba zwiększać moce produkcyjne by wykorzystać falę wznoszącą. Więc jak już będę miał firmę i pracowników to czy będę w stanie nadal mieć taki stosunek do pieniędzy jaki mam teraz? Czy też odkryję, że gówno jednak dobrze smakuje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz